Wstrząsające publiczne wywiady i zwierzenia Katarzyny Figury, w których opowiedziała o swoim rodzinnym dramacie ciągnącym się od 12 lat spowodowały, że w przestrzeni publicznej ożyła dyskusja o problemach przemocy domowej.

Dziś  www.natemat.pl wykorzystało kreację Veneo sprzed dobrych kilku lat przygotowaną dla Fundacji Dzieci Niczyje dla celów kampanii „ZOBACZ, USŁYSZ, POWIEDZ”.

092642581435062c078589ba.JPG

Choć bicie dzieci ma fatalne konsekwencje i jest w Polsce jednym z najpoważniejszych społecznych problemów, wciąż znajduje obrońców. Do bicia dzieci przyznaje się europoseł Cymański i parlamentarzysta PO John Godson. – Idea trwałości rodziny jest ważniejsza niż nietolerancja dla krzywdzenia i przemocy w rodzinie – oburza się Agnieszka Kozłowska-Rajewicz

– W bitym dziecku rodzi się poczucie krzywdy, często nienawiść do rodziców, bezsilność. Te wszystkie emocje trzeba odreagować. Więc albo dziecko jest później agresywne w stosunku do rodzica, albo młodszego brata, czy kolegów w szkole. Jeśli natomiast dziecko będzie te emocje tłumiło, później, nawet już w dorosłym życiu mogą go czekać nerwice, zaburzenia lękowe, niskie poczucie własnej wartości – mówi psycholog dziecięcy Justyna Kowal.

Mimo to 60 proc. dorosłych Polaków stosuje przemoc wobec dzieci. Co czwarty przyznaje, że bije swoje dziecko pasem. Co szósty 12-latek przekonuje natomiast, że w wyniku przemocy ze strony rodziców doznał urazów, takich jak siniaki, zadrapania. Dane Fundacji Dzieci Niczyje to tylko wierzchołek góry lodowej. Mimo to o przemocy wobec dzieci mówi się niewiele, bo, jak napisała dziś na blogu Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, "w Polsce panuje powszechne przekonanie, że dzieci są własnością matek, a przemoc jest sprawą prywatną".

Bici będą bili
– Przemoc jest zawsze wtedy, kiedy wykorzystuje się swoją uprzywilejowaną pozycję wobec osoby słabszej. Bicie dzieci, nawet przysłowiowy klaps, jest więc przemocą, w dodatku wynikającą z bezsilności – nie ma wątpliwości Justyna Kowal. Zdaniem psychologa dziecięcego, rodzice uderzają dziecko wtedy, kiedy nie potrafią inaczej skłonić go do posłuszeństwa. – To jest droga na skróty, która uczy braku szacunku do drugiej osoby.

Badania Fundacji Dzieci Niczyje pokazują jeszcze jedną konsekwencję: osoby, które doświadczyły przemocy w dzieciństwie, najprawdopodobniej będą biły także swoje dzieci.

Tak, jak poseł PO John Godson, który w jednym z wywiadów przyznał, że w dzieciństwie matka karała go sypaniem do oczu chilli. Teraz poseł broni prawa rodziców do karcenia dzieci i sam przyznaje, że zdarza mu się wymierzyć własnym klapsa kapciem. Podobnie Tadeusz Cymański, który na łamach ostatniego "Newsweeka" przyznał, że sam może czasem "zdzielić syna ścierką przez łeb". – Nie mówię o biciu, ale jak żona robi ciasto, a do kuchni wchodzi mi dryblas i brudnymi rękami wybiera rodzynki, to człowiek ma prawo się zdenerwować – powiedział.

Kościół jest za, ale przeciw

W debacie o biciu zwykle wskazywana jest duża rola Kościoła. I zwolennicy i przeciwnicy kar cielesnych uzasadnienia dla swoich poglądów szukają w Biblii. "W Starym Testamencie jest napisane, że jeżeli kochamy swoje dziecko, to nie będziemy mu żałować rózgi" – powiedział w rozmowie z serwisem Fronda.pl John Godson. "Najwyższą wartością w Nowym Testamencie jest bezwarunkowa miłość i nadstawianie drugiego policzka, a nie rozładowywanie napięcia przez bicie najbliższych" – argumentowała z kolei na swoim blogu w naTemat Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.

– Pismo Święte mówi wyraźnie: "Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi, aby na końcu mógł się nim cieszyć". Oznacza to, że rodzic w procesie wychowania ma prawo do używania kar. Mniej więcej do 3 roku życia odpowiednim środkiem jest klaps, później nie ma potrzeby używania go, bo do dziecka zaczynają dochodzić racjonalne argumenty, konsekwencje. To one przejmują funkcję "rózgi" – mówi ksiądz Jarosław Szymczak z Wydziału Studiów nad Rodziną UKSW.

Jego zdaniem najgorsze nie są jednak klapsy, a przemoc, którą rodzice stosują pod wpływem emocji. – Widzę też wiele przemocy ze strony matek, które na zakupach czy w drodze, w nerwach potrząsają dziećmi, szarpią je, ciągną, pojawia się też agresja słowna, która często bywa znacznie gorsza niż ta fizyczna. Myślę, że takie zachowania mają bardziej dotkliwe konsekwencje, niż wymierzony na spokojnie, bez nerwów, klaps – mówi w rozmowie z naTemat.

Można inaczej
"Ja nie wiedziałem, że da się karać inaczej. Mnie lali, więc myślałem, że trzeba bić" – powiedział po zakończeniu programu terapeutycznego dla rodziców stosujących przemoc wobec dzieci jeden z jego uczestników. Program był zagraniczny. W Polsce rodzicom, którzy sobie nie radzą, raczej nie oferuje się podobnej pomocy. Raczej czeka się na tragedię, a później dzieci są im odbierane, a oni zamykani do więzień.

Tymczasem, jak przekonuje Justyna Kowal, zamiast bicia, wystarczy żelazna konsekwencja. – Najważniejsze jest stawianie granic i trzymanie się ich – przekonuje. – Warto mieć przygotowany scenariusz, co się stanie, jeśli dziecko złamie nasze zakazy i nakazy. Warto przemyśleć konsekwencje, które będą polegały na odbieraniu mu przyjemności: słodyczy, gry na komputerze, zabaw w piaskownicy – mówi.

Zgadza się z nią ks. Szymczak. – Najgorzej, jeśli rodzice nie zachowują się wobec dziecka konsekwentnie. Składają obietnice-groźby, których później nie spełniają, na przykład: "jak się nie uspokoisz, to cię stąd zabiorę". Dopiero, kiedy dziecko przekracza granicę wytrzymałości rodzica, spotykają je konsekwencje. A to jest zły sposób wychowywania – mówi. – Najważniejsze w dyskusji nie jest to, czy można wymierzyć klapsa, czy nie, ale to, czy rodzice w ogóle zastanawiają się, jak wychowują dzieci. Czy są konsekwentni, czy mama i tata wychowują do tych samych wartości?

Więcej:

http://natemat.pl/32619,nie-da-sie-wychowac-bez-klapsa-bicie-dzieci-zawsze-jest-przemoca