blog_small.png

„Na Wasz pogrzeb przyjdę w garniturze”. Jak Krzysztof Stanowski i Kanał Zero wypowiedzieli wojnę mainstreamowym mediom

Strategie marketingowe
„Na Wasz pogrzeb przyjdę w garniturze”. Jak Krzysztof Stanowski i Kanał Zero wypowiedzieli wojnę mainstreamowym mediom

Cham. Profesjonalista. Prostak. Rzetelny dziennikarz. Buc. Demaskator. Atencjusz. Filantrop. Mizogin. Charyzmatyczny lider.

Wszystkie wyżej wymienione określenia pasują, wedle szerokiego grona korzystających z social mediów Polaków, do jednej osoby – Krzysztofa Stanowskiego. Przeglądając komentarze dotyczące Krzyśka (no przecież pół Polski jest z nim na „Ty”) można odnieść wrażenie, że to jedna z tych osób, obok której nie da się przejść obojętnie. X, albo Y. Zimno, albo ciepło. Wzbudza skrajne emocje (często samemu je podsycając) i to mimo tego, że rzadko wypowiada się wprost na tematy najczęściej dzielące Polaków, czyli religię i politykę (choć o tę ostatnią w różnych tematach czasem zahacza).

Jednego mu wszakże odmówić nie można – bez wątpienia jest wielką osobowością medialną i wykreował jedną z najbardziej rozpoznawalnych (a zapewne również najbardziej wartościowych) marek osobistych nad Wisłą. Koronnym dowodem na to są suche liczby, czyli zasięgi, jakie generował jeszcze podczas pracy w Kanale Sportowym oraz te, które pojawiają się na liczniku jego nowego internetowego przedsięwzięcia – Kanału Zero. A przecież jest jeszcze właścicielem grupy Weszło, której podlega między innymi bardzo popularny serwis sportowy o tej samej nazwie.

Skąd wziął się fenomen Krzysztofa Stanowskiego? W jaki sposób zbudował swoją pozycję pod kątem marketingowym i PR-owym? Jak on sam wpływa na skazywany na sukces Kanał Zero, który ma być nową jakością, wręcz przełomem w polskich mediach? Czy Kanał Zero rzeczywiście zrewolucjonizuje format wideo w Internecie i skutecznie zawalczy z mainstreamem? Rozbierzmy to na czynniki pierwsze.

Ciężka praca popłaca

Celem tego tekstu nie jest stricte przedstawianie sylwetki Krzysztofa Stanowskiego, ale jeśli zamierzamy rozwikłać fenomen jego oraz najnowszego projektu, który stworzył, kilka faktów z życiorysu Krzyśka należy przytoczyć. A ważne rzeczy działy się już u początków jego kariery zawodowej, kiedy to jako 14-latek rozpoczął staż w popularnym piśmie „Przegląd Sportowy”. Właśnie to wydawnictwo było jego „szkołą życia” dziennikarskiego, ponieważ spędził tam kolejnych kilka lat, czego zwieńczeniem była posada szefa działu piłkarskiego tej gazety.

Stanowski zawsze podkreślał, że bez zaangażowania się w naukę i pracę nie można zbudować nic wielkiego, a jak pokazuje praktyka – do wielkich rzeczy dąży od lat. Przeszedł przez wszystkie szczeble dziennikarskiego rzemiosła, był między innymi korespondentem na piłkarskich mistrzostwach świata, współpracował z wieloma redakcjami, aż postanowił założyć grupę medialną Weszło, gdzie zasmakował „szefowania” dużemu projektowi sportowemu. Wystarczy wspomnieć, że w czasach świetności składał się on między innymi z portalu internetowego, internetowej telewizji oraz radia, a nawet biura podróży, które organizowało wycieczki na mecze piłkarskie w całej Europie.

Krzyśkowi wciąż jednak było mało wyzwań, więc w 2018 roku założył klub piłkarski KTS Weszło, który już od pierwszego sezonu zaczął piąć się w górę hierarchii polskiego futbolu, awansując w pięć lat z klasy B (8. szczebel ligowy) do IV ligi mazowieckiej północnej (5. szczebel), gdzie w momencie pisania tego tekstu (kwiecień 2024) zajmuje piąte miejsce z zaledwie czterema punktami straty do lidera. Może nie jest to rozbuchany budżetowo projekt na miarę Wieczystej Kraków, której decydenci nie kryją się z ambicjami sięgającymi nawet Ekstraklasy, ale trzeba przyznać, że case jest nieco podobny – grali lub wciąż grają tu znani piłkarze (Kowalczyk, Szamotulski, Janczyk, Kokosiński, Burkhardt, Kosecki, Lewczuk, Gikiewicz), w niższych ligach gromili rywali na potęgę, jest ponadprzeciętnie jak na ten szczebel rozgrywkowy rozbudowany fanbase, a na dodatek mamy spore zainteresowanie mediów (także dzięki osobie Stanowskiego – prezesa). Podstawowa różnica? To wciąż projekt prowadzony w dużej mierze dla funu – w końcu pełna nazwa organizacji to Klub Towarzysko-Sportowy Weszło, a jego akcjonariuszami są głównie kibice.

Aktualna tabela IV ligi mazowieckiej północnej

Jak zatem widać, brak alergii na sumienne wykonywanie obowiązków w połączeniu z robieniem tego, co się naprawdę lubi oraz umiejętnością stawiania sobie ambitnych, choć realistycznych celów, jest z pewnością przepisem na sukces – i to na różnorodnych polach. Jak się jednak okazało, posiadanie tak rozbudowanej grupy medialno-sportowej nie było sufitem Krzysztofa Stanowskiego. Prawdziwa hossa była dopiero przed nim.

Gdy przeznaczenie i cyfryzacja wpuszczają cię w kanał (sportowy)

Przełom 2019 i 2020 roku to początek rewolucji w mediach sportowych. Wobec spadającego znaczenia kanałów tradycyjnych (zwłaszcza prasy) i rosnącej konsumpcji treści w Internecie, czterech znanych dziennikarzy związanych właśnie ze sportem postanowiło stworzyć projekt, jakiego jeszcze nie było. Ich motywacje były różne – od chęci zrobienia czegoś w skali, jakiej jeszcze nikt w Internecie nie osiągnął, po zdobycie niezależności, rozumianej jako niezwiązanie krępującymi wolność dziennikarską umowami z dotychczasowymi pracodawcami.

Każdy z nich był wielką osobowością medialną, każdy miał nieco inny charakter i miłośnicy teorii spiskowych mogliby nawet stwierdzić, że zostali starannie dobrani do siebie niczym członkowie boysbandów z lat 90. – na zasadzie „dla każdego coś dobrego”.

  • Twardy, bezkompromisowy Mateusz Borek – „chłopak z Dębicy”, uważany przez wielu za najlepszego polskiego komentatora piłkarskiego, ale od lat dryfujący w stronę sportów walki.
  • Profesjonalny, rzetelny, mający swoje zdanie Tomasz Smokowski – legenda Canal+, uważany za prawdziwą futbolową skarbnicę wiedzy.
  • Uprzejmy, stonowany, unikający konfliktów, czasem nieco przaśny, ale ogólnie kochany przez sportową społeczność Michał Pol, związany dotychczas głównie z branżową prasą.
  • Wyluzowany, inteligentny, lubiący wbić przysłowiowy „kij w mrowisko” i niestroniący od social mediów Krzysztof Stanowski, który jako jedyny z tej czwórki od lat z sukcesami funkcjonował już w środowisku internetowym.

Start Kanału Sportowego

Start Kanału Sportowego miał miejsce w możliwie najbardziej niefortunnym momencie – 1 marca 2020 roku, czyli na samym początku pandemii COVID-19. Mimo to charyzma, doświadczenie i rozpoznawalność współwłaścicieli sprawiły, że projekt bardzo szybko zyskiwał popularność. Pojawiały się nowe formaty – takie jak Hejt Park, gdzie znani goście udzielali wywiadów i odpowiadali na pytania widzów na żywo. Zarówno sponsor główny (Tyskie), jak i inne marki, chcące promować się w programach spod szyldu KS, zapewniali stabilność finansową, zresztą sam start był całkiem niskokosztowy, jak na przedsięwzięcie tego typu. Okazało się bowiem, że Kanał Sportowy korzystał z infrastruktury Weszło, firmy Krzyśka Stanowskiego. Odeszły zatem wydatki na sprzęt i wyposażenie studia.

Z perspektywy czasu można domniemywać, że w pewnym sensie jeszcze na początku funkcjonowania Kanału Sportowego zaczęła rodzić się idea przyszłego Kanału Zero – przynajmniej jeśli chodzi o nazewnictwo. Mowa o słynnych kłótniach Krzysztofa Stanowskiego z Marcinem Najmanem – podczas jednej z nich ten drugi nazwał Krzyśka „zerem”. Stanowski, będąc w 100% sobą, postanowił zareagować na hejt auto ironią i nazwał swój popularny cykl komentarzy wideo… „Dziennikarskie Zero” (w czasie Mundialu w Katarze funkcjonujący jako „Mundialowe Zero”). To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy bohater tego tekstu pokazuje do siebie dystans, czym „wygrywa Internety”, budując swój wizerunek wyluzowanego, nieco aroganckiego, ale z pewnością świetnie wyczuwającego nastroje internautów i popularne trendy twórcy, który lubi prowokować do dyskusji i wzbudzać skrajne emocje. A w wolnych chwilach „miażdżyć” swoich oponentów trafną ripostą, tak że zwalniane są osoby odpowiedzialne za utrzymanie czystości – bo zwykło się mawiać, że Krzysiek wystarczająco „pozamiatał”.

Czołówka Dziennikarskiego Zera

Wracając jednak do Kanału Sportowego, to dość szybko okazało się, że nie wszyscy z „Wielkiej Czwórki” równie mocno dbają o rozwój projektu. Nie każdy ze współwłaścicieli pojawiał się na antenie z równą regularnością, nie każdy trzymał cykliczność własnych formatów, nie każdy dokładał proporcjonalną cegiełkę do zyskiwanych przez KS zasięgów. Jednym słowem – co najmniej połowa składu szybko się rozleniwiła i zaczęła odcinać kupony. W pewnym momencie przodujący we wszelkich statystykach popularności Krzysztof Stanowski miał żal do współpracowników i próbował mobilizować ich stwierdzeniami, że nie może być tak, że 90% programów z największą liczbą wyświetleń to jego materiały – zarówno te publicystyczne, reportaże, jak i zwykłe komentarze w ramach „Stanowiska” czy „Dziennikarskiego Zera”. O tym wszystkim dowiedzieliśmy się zresztą dopiero wtedy, gdy doszło do rozstania Stanowskiego z Kanałem Sportowym, które początkowo przebiegało w napiętej, choć cywilizowanej atmosferze, ale skończyło się krótkim i burzliwym epizodem wzajemnych oskarżeń. Opinia publiczna stanęła w tym sporze po stronie Stanowskiego, który ugruntował swoją pozycję merytorycznego, kreatywnego, czasem kontrowersyjnego i kąśliwego, ale zawsze pracowitego dziennikarza, który przede wszystkim szuka rozwoju i – nie ma co ukrywać – zasięgów. Bo, jak mawia, jeśli atmosfera pracy i pieniądze się zgadzają, to jest pełnia szczęścia zawodowego.

Przeciwnicy Krzysztofa Stanowskiego mówili z kolei, że sodówka uderzyła mu do głowy, że myśli, iż stał się większy, niż cały Kanał Sportowy – projekt bezprecedensowy, który w swoim peaku zgromadził ponad milion subskrybentów i był symbolem tego, jak cztery mocne marki osobiste mogą „postawić” się tradycyjnym, dysponującym ogromnymi budżetami mediom sportowym (i nie tylko, bo w KS nie brakowało też rozrywki i lifestyle’u).

Finał mógł być tylko jeden – Stanowski musiał udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr. No bo skoro stwierdził, że odpowiadał za lwią część wyświetleń i przychodów z reklam KS (czemu trudno było zaprzeczyć – to twarde liczby), to przecież równie dobrze mógłby sam stworzyć coś co najmniej równie dużego. Trzeba było pokazać, że on jeden stał się największym „mejwenem” wśród dziennikarzy sportowych (i nie tylko), że jego charakter, sposób bycia, popularność i umiejętność utrzymania się na influencerskim szczycie wystarczą, by przyciągnąć do nowego projektu potężnych sponsorów i wielkich ekspertów w swoich dziedzinach, którzy wejdą z nim we współpracę. W ten sposób medialne ścieżki zaprowadziły go do stworzenia Kanału Zero.

Zero półśrodków – nowa jakość w Internecie na pełnej

Po Stanowskim można było spodziewać się wiele. W końcu to człowiek uparty w dążeniu do celu – wystarczy wspomnieć, że dla zdemaskowania fikcyjnej kariery aktorskiej Natalii Janoszek pojechał nawet do Indii, by wypytywać o nią nie tylko znaną gwiazdę Bollywood, ale także zwykłych ludzi na ulicach. Podobną determinacją wykazał się zresztą później w reportażu nakręconym w USA, dotyczącym Caroline Derpienski, gdzie bez ogródek zdradził chociażby tajemnicę jej „latynoskiego partnera Jacka”, którym okazał się… 61-letni milioner Krzysztof Porowski. Jednak mało kto chyba wierzył, że zaledwie miesiąc po uruchomieniu swojego nowego projektu medialnego – Kanału Zero – będzie on mógł pochwalić się liczbą subskrybentów porównywalną z Kanałem Sportowym, który na wykręcenie tych liczb miał cztery lata. Mało tego – mogliśmy oglądać swoisty „efekt Stanowskiego”, bo po jego odejściu KS zaczął tracić suby. W październiku 2023 było ich najwięcej w historii, czyli 1,13 mln. Natomiast w momencie pisania tego tekstu, w połowie kwietnia 2024, mamy już liczbę 993 tysięcy, wobec 1,05 miliona Kanału Zero.

Milion subów Kanału Zero

Na taki stan rzeczy złożyło się kilka czynników, jednak marka osobista, jaką wykreował Krzysztof Stanowski, była jednym z kluczowych, zwłaszcza w momencie startu projektu. W końcu to dzięki swojej popularności, reputacji i udowodnionej skuteczności biznesowej przekonał Piotra Nowosielskiego, CEO Just Join IT (właściciela marki Rocket Jobs), do zostania sponsorem głównym kanału. Zapewne on sam miał też kluczowe znaczenie w pozyskaniu prowadzących poszczególne programy, którzy rzeczywiście są wybitnymi ekspertami w swoich dziedzinach. Wymienić tu wystarczy chociażby generała Rajmunda Andrzejczaka (do niedawna Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), profesora ekonomii Roberta Gwiazdowskiego, krytyka filmowego Tomasza Raczka, popularyzatora nauki doktora Tomasza Rożka (założyciela fundacji Nauka To Lubię), eksperta od militariów Jarosława Wolskiego czy wielu innych autorów, którzy zajmują się na co dzień medycyną, przyrodą, technologiami, prawem, biznesem, czy szeroko pojętą rozrywką (jednym z prowadzących poranki jest znany raper Tede).

A przecież to dopiero początek kanału i ramówka wcale nie jest zamknięta – Stanowski twierdzi, że wielu nowych twórców jeszcze dołączy do projektu. Zresztą sam Kanał Zero też nie jest w pełni ukształtowany, bo poza audycjami tematycznymi mamy codziennie prowadzony poranek, wieczorną rozmowę „Godzina Zero” (w formacie podobnym, co „Hejt Park” Kanału Sportowego), pojawiają się debaty, komentarze do bieżących wydarzeń, dokumenty, aktywny jest znany z KS duet Mazurek & Stanowski, a w tak zwanym międzyczasie jest jeszcze sporo czasu na wszelkie nowości. Stanowski nie wyklucza też w przyszłości formatu newsowego, choć jak sam twierdzi, na obecnym etapie nie widzi dla niego miejsca (między innymi z powodu krótkiego cyklu życia takiego materiału – informacje dezaktualizują się czasem już kolejnego dnia).

Stanowski wybiera się na pogrzeb

Warto zauważyć, że właściciel Kanału Zero zadbał o to, by jego „nowe dziecko” rozpoczęło nadawanie z przytupem – jednym z pierwszych wyemitowanych materiałów był wywiad z prezydentem Polski, Andrzejem Dudą, który w Pałacu Prezydenckim przeprowadzili Stanowski do pary z Robertem Mazurkiem. Choć komentarze co do poziomu i stylu tejże rozmowy są podzielone, to trudno w tym miejscu odmówić Stanowskiemu rozmachu i wyczucia marketingowego. Mało tego, pod koniec wywiadu stwierdził on, że chciałby zobaczyć, jak wygląda kampania wyborcza „od środka”, dlatego zamierza… kandydować w najbliższych wyborach prezydenckich. Mimo że potwierdzał to potem kilka razy, do tej pory nie wszyscy wierzą w powagę jego zamiarów, zwłaszcza że zawsze robił to w humorystycznym tonie. Co nie zmienia faktu, że wieść się rozniosła, przysporzyła wywiadowi z Andrzejem Dudą kolejnych wyświetleń (do tej pory 2,8 miliona) i sama z siebie stała się newsem-viralem.

Tydzień później pod koniec materiału podsumowującego bardzo ważną i merytoryczną debatę o CPK, która odbyła się na Kanale Zero, Krzysztof Stanowski powiedział znamienne słowa. Otóż stwierdził, że w świetle przetaczającej się przez kraj dyskusji o CPK wielkimi przegranymi są tradycyjne media, które niedostatecznie rzetelnie podchodzą do tego (jak i wielu innych) tematów. Pokusił się nawet o stwierdzenie, że „na pogrzeb największych stacji telewizyjnych ubierze się w garnitur”. Buta? Arogancja? A może uprawnione przekonanie, że od teraz to nowe media, te internetowe, będą głównymi ośrodkami opiniotwórczymi, miejscami wyrażania poglądów, debatowania i znajdowania rozwiązań – także w trudnych, zawiłych, ale koniecznych do przepracowania tematach?

Tę ostatnią tezę już teraz, po nieco ponad dwóch miesiącach funkcjonowania Kanału Zero, dałoby się obronić. Bo to tutaj Rajmund Andrzejczak i Sławomir Dębski co tydzień przez niemal trzy godziny debatują o strategii i dyplomacji, wykręcając kilkusettysięczne zasięgi. Tu na poważnie mówi się o gospodarce, militariach, nauce czy prawie. W końcu tutaj odbywały się poważne, merytoryczne debaty, gdzie zaproszeni goście naprawdę prezentują różne, czasem skrajne stanowiska, a jednak nie obrażają się wzajemnie. W tym formacie w sposób cywilizowany potrafiono debatować o takich kwestiach jak wspomniana już budowa CPK, ale też o protestach rolników, problemach z dostępnością mieszkań, energetyce i Zielonym Ładzie. Debatowali też przed wyborami samorządowymi niemal wszyscy kandydaci na prezydenta Warszawy. Jednak prawdziwą wisienką na tym torcie merytorycznych dyskusji jest (póki co) debata o prawie do aborcji, gdzie, ku zaskoczeniu wielu, pojawiły się same kobiety. Nawet tu udało się uniknąć taniego grania na emocjach i argumentacyjnych klisz. O zgrozo – dwie strony sporu nawet w niektórych (niewielkich, ale jednak), kwestiach się ze sobą zgadzały. A przynajmniej z uwagą się wysłuchały. A to jak na nasze polskie warunki już wiele. I zapewne to Krzysiek Stanowski miał na myśli, sugerując poniekąd, że Kanał Zero może stać się jednym z grabarzy tradycyjnych mediów, zwłaszcza stacji telewizyjnych. Tym bardziej że poziomem wizualnym i organizacyjnym wcale od nich nie odbiega.

Debata o aborcji w Kanale Zero

A przecież Kanał Zero nie idzie na łatwiznę – nie emituje tylko viralowych, klikalnych, łatwo sprzedających się newsów czy kontrowersyjnych reportaży, nie epatuje wyłącznie znanymi nazwiskami pojawiającymi się podczas wieczornych, lekkich rozmów w Godzinie Zero. Podejmuje też tematy naprawdę trudne i delikatne w swojej materii, takie jak konflikt izraelsko-palestyński. Miało nawet dojść do historycznej debaty ambasadorów Izraela i Palestyny w Polsce, jednak w tak zwanym międzyczasie gruchnął news o śmierci polskiego wolontariusza w Strefie Gazy z rąk żołnierzy IDF. Z debaty nic nie wyszło, ale w Kanale Zero pojawił się sam ambasador Izraela w Polsce, co już jest wielkim wydarzeniem. A jeszcze większym było to, co tam mówił i jak na jego słowa reagował prowadzący tę rozmowę Robert Mazurek. Trudno nie odnieść wrażenia, że właśnie poprzez takie programy rośnie świadomość społeczna, a wiele osób przynajmniej zaczyna zastanawiać się, zadawać pytania, drążyć tematy. Nie przyjmuje bezkrytycznie słów swoich autorytetów i nie zadowala się przeczytaniem suchego nagłówka artykułu. Tu mogą dostać trochę wiedzy, a przynajmniej skonfrontować różne punkty widzenia, wizje, opinie. I chyba spora część społeczeństwa dojrzała do tego, by z tego korzystać.

Co się jeszcze tyczy mainstreamowych mediów, Stanowski przez te dwa miesiące sam miał z nimi jedną osobistą rozgrywkę. A konkretnie z grupą Agora, wydającą między innymi Gazetę Wyborczą, która wypuściła duży, nieprzychylny materiał na jego temat (a i wcześniej, jeszcze przed startem Kanału Zero, nie szczędziła mu – delikatnie mówiąc – uszczypliwości). Abstrahując od tego, jak Stanowski rozprawił się z zarzutami pod swoim adresem, powiedział tam jedną znamienną rzecz: kiedyś duże media, telewizja, radio, prasa – miały monopol na informowanie, więc mogły mówić, co chciały, praktycznie bez ponoszenia za to konsekwencji. Ot, przeproszą po kilku miesiącach na dziesiątej stronie, prostując artykuł, o którym dawno zapomniano. Jednak czasy się zmieniły i teraz ktoś taki, jak on, mając te zasięgi, może stawić czoło gigantom i robić to skutecznie – w Sieci. Owszem, statystyczny Kowalski nadal będzie na straconej pozycji w starciu z mainstreamem, ale chodzi o trend. Wieje wiatr zmian na rynku medialnym i nie zanosi się na zmianę kierunku.

Kanał Zero – medialny gamechanger?

Podsumujmy zatem, jak w dwa i pół miesiąca po starcie wygląda sytuacja Kanału Zero. Projektu, który – jak zresztą od początku twierdził Krzysiek – nie ma być bezpośrednią konkurencją Kanału Sportowego, a tym bardziej jego kopią. Stanowski postawił na dużo szerszy zakres tematyczny – i rzeczywiście sport jest tylko pewną częścią, stosunkowo niewielką, całej ramówki. Kanał Zero idzie szeroko, zahacza o tematy gospodarcze, naukowe, kulturalne, a nawet militarne. Ma być uniwersalną rozrywką, czymś, w czym zasmakuje znacznie szersza widownia, niż w Kanale Sportowym, choć ten pod koniec kadencji Stanowskiego też nie zajmował się wyłącznie (choć głównie) sportem. Kanał Zero ma być odpowiedzią na wymagania dzisiejszej widowni, nieco znudzonej tradycyjnymi formatami, ale też wymagającej lub wręcz wybrednej, która nie chce oglądać reklam w upolitycznionych stacjach telewizyjnych. Chce za to konkretnych, merytorycznych treści od osób znających się na swojej „działce”, które może konsumować wtedy, kiedy ma na to ochotę, a nie tylko w czasie emisji danego programu na żywo. YouTube daje rzecz jasna takie możliwości. Stanowski wykazuje się przy tym po raz kolejny znajomością grupy docelowej i intuicją biznesową, bo jeszcze przed startem kanału zapowiedział częste poruszanie tematów, które w danym momencie są popularne i przyciągają uwagę widzów (tak jak podczas wspomnianych debat). Bo misja pionierska w mediach to jedno, ale zasięgi muszą się zgadzać.

Na koniec trzeba zadać sobie kilka pytań. Czy Krzysztof Stanowski znacznie lepiej odczytał gust współczesnego użytkownika Internetu i czy jego wieloletnie doświadczenie w tworzeniu materiałów w Sieci postawiło go o krok przed byłymi kolegami z Kanału Sportowego? Na razie wszystko wskazuje na to, że tak. Czy „Stano” jest pewny siebie, wręcz zuchwały? Być może. Czy stworzył nową jakość w formacie wideo w Internecie? Możliwe. Czy porwał się z motyką na słońce? Póki co, nic na to nie wskazuje. Czy ma intuicję biznesową i potrafi dopracować start dużego projektu w krótkim czasie? Z pewnością, zresztą na potwierdzenie tego podał w okolicach 20 lutego informację, że przychody z AdSense na poziomie pół miliona złotych, jakie na tamten moment generował Kanał Zero, są faktem, a przecież to miało być osiągnięcie docelowe, zakładane w biznesplanie na wiele miesięcy później. Nie lada sukcesem było też osiągnięcie miliona subów już 53 dni od oficjalnego startu kanału. I wreszcie czy Kanał Zero to tylko powiew świeżości, który zaraz „ochłonie” i zawali się pod ciężarem rozbudzonych oczekiwań? Sam jestem ciekaw. Za jakiś czas z pewnością wrócę do tego tekstu i sprawdzę, czy „dobrze się zestarzał”.

Jedno jest pewne – konsekwentne budowanie marki osobistej, rzetelna praca, stawianie sobie ambitnych, ale możliwych do zrealizowania celów i zimna, biznesowa kalkulacja, ale idąca w parze z wizjonerstwem oraz chęcią zmienienia branży na trwałe – może być przepisem na sukces. Natomiast pytanie, czy z tego przepisu wyjdzie strawne menu na lata, pozostaje otwarte, choć na początek Kanał Zero zaserwował nam bardzo smaczne otwarcie.